środa, 24 czerwca 2015

Od Silence'a - Jak tu dotarłem?

 - Woja ... najgorsza rzecz jaka może się przytrafić w życiu. To właśnie ona pozbawiła mnie domu, watahy i honoru. Ale może zacznę od początku. Na moim terytorium wataha której członkiem byłem od urodzenia była jedną z dominujących. Ogromne tereny, pełno zwierzyny i całkiem spora liczba członków czyniły z niej bardzo groźnego rywala dla mniejszych zgrupowań osiedlających się na terenach dookoła niej. Nasz alfa był dość młodym wilkiem, mimo to miał już partnerkę i dwójkę szczeniaków. Nie mogę obwiniać go za to co się stało... nikt nie był w stanie tego przewidzieć. Wszystkie watahy leżące na pograniczu z moją postanowiły się zjednoczyć. W efekcie zostaliśmy zamknięci w środku . Otoczeni wrogimi wilkami . Tamtego dnia byłem wraz z moją partnerką na patrolu. Byłem jednym z trzech dowódców, lecz to ja byłem odpowiedzialny za obronę watahy i poprawne rozlokowanie wojowników. Jess (moja partnerka) bardzo lubiła spacerować. Dlatego też tego dnia poszła razem ze mną. W pewnej chwili przybiegł do mnie jeden z tropiących. Był zdyszany i przerażony. Powiedział, że w lesie który jest na północ od jaskini alf znajduje się około pięciu oddziałów wrogich wojsk. Natychmiast wróciliśmy do " punktu obronnego ". Punktem tym była góra, to właśnie w niej mieszkała znaczna większość watahy. Alfy oraz wadery i szczeniaki ukryły się w największej jaskini a samce pochowały się w mniejszych jaskiniach. Wiedzieliśmy już, że wróg nie zaatakuje tylko z jednego miejsca. W chwili gdy rozpoczęła się walka siedziałem w jaskini najbardziej wysuniętej na prawo. W jednej sekundzie światło padające z wejścia zasłoniła postura wilka. Na pysku miał czerwone ślady a z jego pyska kapała krew. Bez zawahania rzuciłem się na niego i wraz z nim wypadłem z jaskini. Polecieliśmy kawałek po stromym zboczu i wylądowaliśmy na półce skalnej... szybko wgryzłem się w jego szyję i jednym płynnym ruchem wyrwałem spory kawał mięsa, powodując obfity krwotok. Zeskoczyłem na kolejnego przeciwnika. Po krótkiej szarpaninie udało mi się wyłamać mu łapę... i skręcić kark. Miałem już rzucać się na kolejnego gdy poczułem silny cios w tył łba. Upałem, świat zrobił się ciemniejszy... zemdlałem. Obudziłem się związany, klęcząc przed wrogim przywódcą. Po mojej lewej stronie leżały wilki z pociętymi gardłami, po prawej były wciąż żywe.
- A co zrobić z tobą... - zwrócił się do mnie biały wilk. W odpowiedzi splunąłem mu prosto w pysk. - Dobrze , może ten widok wywoła w tobie trochę pokory .
Po tych słowach przywlókł moją partnerkę. Miała załzawione oczy i obity cały pysk. Postawił ją na odległość oddechu od mojego łba, szybkim ruchem przeciął jej tętnicę a krew trysnęła na blisko metr... oblewając również mnie. W oczach zebrały się łzy i mimowolnie popłynęły po policzkach.
- Wyrzućcie go z terenów, tak samo jak całą resztę! - zwołał wilk .
Po tym gdy opuściliśmy nasz dom ruszyłem w stronę przeciwną niż moi towarzysze.
- Właśnie tak tutaj dotarłem, na imię mam Silence... a ty jesteś ? - biała wadera popatrzyła się na mnie po chwili usiadła. Ten widok na zawsze pozostanie mi w pamięci. Jest to jedna z nielicznych samic którym tak długo patrzyłem w oczy, i czułem jakbym w nich tonął .
-Universe, jestem Universe . Miło mi cię poznać .

< Universe, popiszemy ? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz