czwartek, 16 lipca 2015

Od Mahdo - "Dwie historie"

Uczucie ponownych narodzin było dla Mahdo czymś okropnym. Nie chciało mu się nawet oddychać, wolał się udusić, niż spędzać na ziemi kolejne kilkanaście lat. Gdy tylko zaczął kontaktować, wciąż będąc wewnątrz swojej drugiej rodzicielki, natychmiast przypomniało mu się całe jego poprzednie życie. Wspomnienia powróciły i Mahdo nie potrafił zatrzymać tego ogromnego, rwącego potoku.

Bowiem Mahdo był niegdyś wilczycą. Siwą waderą urodzoną w najdalszych zakątkach Alaski. Cedric, bo tak się wcześniej nazywał, była najdrobniejsza z miotu i cała wataha złożona z kilkunastu wilków postawiła już nad Cedric krzyżyk.
Cedric urodziła się z dala od głównego legowiska watahy, Lil - srebrna wilczyca, matka - chciała bowiem zachować dzieci w tajemnicy przez pierwsze dni życia szczeniąt. Alfa jednak błyskawicznie odnalazł członkinię watahy.
Wszedł pomiędzy krzaki, gdzie Lil ułożyła legowisko z mchu. Stanął nad leżącą waderą.
- Ona nie przeżyje, Lil. Pogódź się z tym i wróć wreszcie do watahy - warknął stary Alfa. Trącił kilkudniową Cedric swoim brzydkim czarnym pyskiem, po czym dumnie się wyprostował i odszedł wgłąb lasu, pozostawiając srebrną waderę i jej dzieci same.
- Max, Ven - matka wstała i przywołała maluchy do siebie ruchem pyska - Cedric? - samiczka się nie poruszyła. Leżała w śniegu, sztywna i bliska śmierci.
Czarno-biały wilczek Ven próbował pomóc siostrze, lecz ta nie reagowała. Max, czarny szczeniak, szczekał cicho, by zmusić siostrę do powstania.
- Chodźcie, ona nie da ra... - Lil nagle urwała, widząc swoją córkę zmęczoną, prawie martwą, na nogach. Niestety... tylko dwóch przednich. Tylne nogi Cedric ciągnęła za sobą.
"Przyjdzie na świat przeklęta biel. Jasność nie będzie już dobra" - matka przypomniała sobie przepowiednię i zamarła. Niepełnosprawne szczenię oznaczało klątwę. Lil jednak nie miała serca, by pozostawić swoje dziecko na pastwę losu pośrodku lasu.
Podeszła więc do Cedric i podniosła ją za skórę na karku. Koniec końców wróciła do watahy z trójką żywych szczeniąt. Niestety cała wataha, tak jak Lil przewidziała, bardzo źle zareagowała na Cedric, widząc jak ta słania się na dwóch sprawnych nogach, natomiast tylnymi szura po ziemi.
- Lil! Jak śmiesz przynosić to coś do legowiska?! - czarny Alfa rzucił się na szczeniaka, Lil zdołała jednak osłonić Cedric w ostatnim momencie. Wadera samemu ucierpiała - jednak ból rozciętej skóry na barku był znacznie lżejszy od bólu utraty dziecka.
- Odejdź! To moja córka, ja zdecyduję o jej przyszłości!

Mahdo przestał wspominać, gdy ogromne, zimne szczypce wyciagnęły go z ciepłego basenu wewnątrz drugiej matki.
Oczyszczony ręcznikiem poczuł chłód powietrza. Znajdował się w dużym białym pomieszczeniu, pośrodku którego, na dużym blacie, leżała srebrna wilczyca - kolejna matka.
Mahdo starał się nie oddychać, by jak najszybciej odejść z tego świata, niestety został brutalnie zmuszony do życia. Uderzono go kilka razy po pyszczku, po czym do buzi wsadzono rurkę i napompowano powietrze do płuc.
Oto pierwszy raz spotkał ludzi, okropne, nagie, dwunożne istoty, które miały co do Mahdo nieprzyjemne zamiary.

- Lil, jakie nadałaś dzieciom imiona? - zapytał Alfa, gdy po dwóch tygodniach nadszedł czas na błogosławieństwo.
- Max, Ven i Cedric.
Alfa zerknął na szczenięta i skrzywił się, widząc białą samiczkę z uśmiechem na pysku. Wesoło bawiła się z braćmi, którzy nie zwracali uwagi na jej tylne łapy.
- Lil, ja tu widzę tylko dwa szczenięta - odezwał się nagle Jasper, bo tak Alfa miał na imię. Uśmiechnął się złośliwie. Dwie córki Lil z poprzedniego miotu warknęły zgodnie, chcąc rzucić się na Alfę, ten jednak natychmiast przygwoździł je do ziemi korzeniami. Jako mag ziemi potrafił kontrolować rośliny oraz skały, więc unieruchomienie dwóch wilczyc było dla niego banalnym zadaniem.
- Jasper, nie rób tego. Nie odtrącaj jej! - krzyknęła Lil. Alfa uciszył ją spojrzeniem. Cedric oraz jej bracia patrzyli na Jaspera, jak ten podchodzi do nich.
- Max, Ven, przyjmijcie moje błogosławieństwo - po tych słowach obrócił się i odszedł, pozostawiając zrozpaczoną Cedric i jej rodzinę bez słowa.
- Cedric, to nic nie znaczy! - powiedziała Lil, przytulając córkę do siebie. Ta odepchnęła się od niej i próbowała wbiec w krzaki, chore nogi jednak jej na to nie pozwoliły. Wyglądała żałośnie, próbując. Wataha wybuchła śmiechem, Lil znów oberwała, próbując ochronić swoje dziecko, a smutek rósł w oczach całej rodziny.
Po kilku miesiącach również starsze córki Lil odwróciły się od Cedric, po stronie samiczki pozostali jej jedynie bracia oraz matka, która żałowała, że nie pozwoliła córce umrzeć w lesie.
Ale jednak widok walczącej z chorobą Cedric miał w sobie ogromną siłę. To, jak się starała, by wstać, było doświadczeniem, którego słowa nie opiszą.
Lil podeszła do drzewa i osunęła się na ziemię. Ciężko oddychała, wiedziała bowiem, że to, co zamierza zrobić, zmieni wszystko. Nie miała nawet pewności czy zmiany będą dobre, czy tragiczne w skutkach. Ale musiała coś zrobić.
Cedric podeszła do matki i położyła się koło niej. Jako kilkutygodniowe szczenię była już całkiem duża.
- Mamo? - odezwała się Cedric, widząc jak po policzku wilczycy spływają łzy. Lil spojrzała na córkę, w jej oczach pojawił się ból i jeszcze więcej łez.
- Nie nazywaj mnie tak. Nie mam już córki. Wyrzekam się ciebie - warknęła, łapiąc Cedric za kark i rzucając nią o drzewo, łamiąc jej przy tym dwa żebra, które zrosły się źle i utrudniały w późniejszym czasie oddychanie wilczycy.
W ten sposób Cedric miała już tylko braci. Czerń i nakrapianą biel. Maxa i Vena. Jej anioły, które w przynosiły Cedric wszystko, czego potrzebowała.
Ból i gniew jednak się pogłębiał, a ciemność pochłaniała serce młodej wadery.

Od wieku pięciu tygodni Mahdo poddawany był wielu eksperymentom, całe dnie spędzał w małej celi, nie widział innych wilków. Treningi i eksperymenty wykańczały młode ciało.
Ludzie pracowali nad wzmacnianiem głosu, w ten sposób chcieli przywrócić głos niemowom. Eksperymenty te zakończyły się niepowodzeniem, a Mahdo uzyskał swój pierwszy żywioł - Muzykę. Wtedy też zaczęła rozwijać się przypadłość z potężnym głosem.
Zamknięty w klatce praktycznie oszalał. Przestał po pewnym czasie spać, pić i jeść. Pokarmy były mu wpychane na siłę do pyska, płyny podawane w kroplówkach, a na sen faszerowano go proszkami nasennymi.
Cierpienie osiągnęło swój szczyt. Wtedy właśnie przyszło chwilowe ukojenie...

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz